sprzedawcy dusz
kochanie zaplanuj mi dzień
ubierz w cyfry godziny
niech każdy mój cień
z atomową dokładnością
pod kątem się ustawi
wyliczonych wartości
tak podłe i zimne
plany ciągną się bezwiednie
jak nieskończone rurociągi
płynnych i pustych przepowiedni
nie mam czasu na śmiech
to jakaś paranoja
zapętlony sen
małe diabliki z którymi
pakt podpisać wypadało by z rana
bo przecież z rana jak śmietana
wchodzi w gardło nóż
ustalonej bezsilności
- sprzedawcy dusz
kochanie zaplanuj mi dzień
niech będzie kolorowy
jak dziecięce zabawki
niech przywidzi mi się
widmo, nie wiem, jakiś znak
ja wciąż tęsknię za wolnością
od przedszkola obcy mi jej smak
Komentarze (2)
hmmm - jeszcze niepoprawione, a przecież wypadałoby =
razem.
dwie ostatnie strofy jakością przewyższają pierwsze, a
drugą szczególnie, warto pomyśleć czy tak ma zostać.