Stoję na balkonie.
Stoję na balkonie,
ćmię peta, bo palę.
Śmierdzą mi nim dłonie,
ja to sobie chwalę.
Takie mam wybory,
żadne i nijakie,
i debilne wzory,
bo jestem prostakiem.
Kto miał mi je dawać,
i kiedy prostować.
Jak miałem poznawać,
i kiedy stosować.
Ojciec był normalny,
matka też w porządku.
Ja prawdy nachalny,
tkwiłem w tym obrządku.
Uczyłem się życia,
łykając co było.
Trawiłem z ukrycia,
co życie darzyło.
Byłem ciekaw życia,
życiem odurzony.
Chętny do zdobycia,
praw już objawionych.
Stoję na balkonie,
ćmię peta pierwszego.
Śmierdzą mi nim dłonie…
zapalę drugiego.
Komentarze (1)
chyba też pójdę sobie zapalić... ;)