Surrealistyczna historia
Niech żyje krzywe spojrzenie na świat i absurdalne podejście do życia!
Krzywizna drogi mojego życia,
Spoliczkowała mnie raz swoją
nieprzewidywalnością.
Szłam sobie spokojnie chodnikiem,
Nie zawadzałam otoczeniu
I środowiskowi
motoryzacyjno-społecznemu.
Bezkonfliktowość w umyśle
I czynność jedynie w nogach,
Przyczepionych do tułowia mięsem i
kośćmi.
I uderzyła mnie nagle myśl nieznośna,
By spocząć sobie beztrosko na ulicy,
Zakłócić ruch,stworzyć chaos na szosie
I pośmiać się szyderczo z krawężników.
Jak powiedziałam,tak i zrobiłem.
Usiadłam jak na tronie na twardym
betonie
I chichotałam w krawężnik jak obłąkana-
-Ubaw po pachy.
…
Z początku kierowcy traktowali mnie
wymijająco,
Więc obserwowałam tę ich śmieszną szosową
wirtuozerię.
I wtedy przyszło nieszczęście
O imieniu-walec drogowy.
…
Nie wiem,czy to niedorzeczność sytuacji,
Ale co się stać miało,tak się i stało.
…
Teraz leżę bezwiednie rozciągnięta wzdłuż
drogi,
O 4 metrach długości,3 szerokości
I patrzę w niebo,słysząc śmiech
krawężników.
…
Takie są już te nasze drogi-uliczne i
losu,
Że coś zawsze nam stanie na
przeszkodzie,
Aby nie mieć dobrej zabawy z życia.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.