szósty(kruchość)
Kipi ślubną gorączką szósty dzień
miłość dozgonna rozkwita w pijanych oparach
sal ze smętnie chudnącymi balonikami
O tej samej godzinie umierają przelotnie
gołębie na kościelnej wieży
i tacy jak my
Bóg w tym czasie zajęty jest syceniem malin
kura wydziobujac tłustego robaka w gnoju
czuje przez skórę zapach niedzielnego
rosołu
Nie denerwuj się mówisz
życie nie znosi pustki
da się jeszcze pozbierać do kupy
zbudować jakiś zamek z piasku
Zwieszam nisko oczy i usta
Rozcieram językiem chłód ukradzionych
cieni
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.