Sztylet
Na podstawie snu, przyprawiony wyobraźnią i nutką rzeczywistości.
W piekle zaczął padać śnieg
Żadnego "Ave!" ani "Krieg!"
Nie słychać w tym padole łez
Sztylet w piersiach utknął też
Na kolanach leży głowa ciężka
W bezdechu ma opada szczęka
Na skrzydłach muzyki niesiona - umieram
I zamknięte oczy Szatanowi otwieram
Życia namiastkę dała mi dusza owa
Na której kolanach spoczywa moja głowa
Szmer włosów, blady uśmiech, głębokie
spojrzenie
I dawnymi sprawami poruszone sumienie
Marzeń niespełnionych pełne bólu myśli
O cudownym śnie, który mógł się kiedyś
ziścić
***
Przyjeżdża karetka, do środka mnie niosą
Mimo to widzę Śmierć ze srebrną kosą
Przepraszam, spóźnię się na kolację
Znów, jak zwykle, mama miała rację
Chwytam w panice płaszcz jak smoła
czarny
Koniec istnienia mego już nadciąga marny
Co nas nie zabije, to wzmocni?
Czuję Twój wzrok zlękniony, nieobecny...
Zbłąkane pytanie w umyśle się kryje-
Czy bez Ciebie serce me przeżyje?
***
Ciemność i cisza głucha
Ostatnie wyznania Ktoś szepcze do ucha
Nagle blask oślepiający i łóżko w
szpitalu
Jednak tu zostałam, nie trafiłam do raju
Obok siedzi Poczucie Winy
Nigdy nie zapomnę tej skruszonej miny
Nigdy bym nie spodziewała się,
Że Szatan też może uronić łzę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.