Tak wyglądała miłość
Jak podobne do siebie,
Wiele kropel, fale na morzu, lub ziarna
piasku w glebie.
Teraz widzę jednak te kłębki na niebie
Które piszą mi, że ja kocham Ciebie.
Wiele razy w mych ustach te słowo
istniało,
Skierowane do innych osobowości.
Wiele uszu te słowa słyszało,
Lecz to wszystko w nieszczerej słabości.
Teraz szukałem prawdy,
I wierze, że prawdę znalazłem.
Szuka jej każdy,
I błądzi, podążając za złem.
Miłość, te słowo jak wiele zawiera,
A moc za to słabą niesie.
Bo gdy mówię kocham, to serce nie
zamiera,
A mówię kocham, by jak echo w lesie,
Uderzyło w każdą serca tkankę,
W umysł, duszę i ciało.
Czuje tak wiele nocą, dniem, rankiem.
Pokazałbym to, lecz wiem o Twym uczuciu
mało.
Czy imię mu kocham Cię mój bracie
Czy kocham Cię jak męża prawego,
I kłopot by zapytać, bojaźń że stracę
Tak piękną dusze niewieścią, człowieka
dobrego.
Jak daltonista uczuć błądziłem do dziś,
Aż stwierdzam fakt, że żalu tu niema.
Zazdrości, jak w zimę nie wisi na drzewie
liść.
Miłość odkryłem, uważam tak zmysłami
wieloma.
Bo zmysły u Twego boku budzą się,
Jak wiosną piękno przyrody.
Tak płoną, że nie wiem co me ciało
niesie,
Pewnie anioł od serca pogody.
Tak wiele myśli przelewa się w mym
uczuciu,
Że ciężko mi wszystko pozbierać.
W każdym oddechu czuje w sercu ślad po
ukuciu,
Strzałą Amora, którą długo musiał szukać i
dla nas wybierać.
Do Ciebie Boże zwrócić się muszę,
Byś sprawił, że dobrze myślę o uczuciu
Madzi.
Że chyba nie kocha mnie tylko i aż jak
bratnią duszę,
Ale że ogromnym darzy mnie uczuciem i moim
nie pogardzi.
Me serce zamiera kiedy ona „kocham
Cię” pisze,
Co będzie gdy powie i stanie się to
faktem.
Chyba usłyszy najpierw ciszę,
Po której nastąpi radość z nowym aktem.
Pomóżcie anioły by tak się stało,
Byśmy byli razem jak nikt na ziemi.
Nie przesadzam, aż krzyknę :Boża chwało!
Spłyń na nas, niech miłość się
zakorzeni.
Ja słowem nie mogę opisać, co czuje!
Tak mi głupio przepraszam, jeśli nie
wychodzi.
Chcę by była moim ciałem i duszą, niech ją
też Amor ugodzi.
Jedną strzałę straci, a nie pożałuje.
Ja nie chce szansy od mego aniołka
kochanego,
Ja chce ją całą, jej anielską dusze.
Bo gdy śmieje się widzę w niej towarzysza
mego,
A gdy stąpa po ziemi, aż się cały
kruszę.
Chcę jej akceptacji na mą dziwną osobę,
Bo raz jestem wesoły raz nieśmiały po
trosze.
Niech mnie kocha takiego jakim jestem w
każdą dobę,
A każda kłótnia jaka się zrodzi, niech
upadnie na nosze!
Może Bóg wiedział co robi,
Że nas kiedyś rozdzielił i teraz łączy.
Dojrzalsi jesteśmy i nas to umocni,
ozdobi,
Jeśli tylko będzie tak jak pragnę tych
miłosnych pnączy.
Kocham gdy się uśmiecha,
Gdy jej coś pomogę.
Kocham to robić, bo to moja pociecha,
Kocham każdy czyn jej, każdy blask, każdy
ogień.
Słoneczne wybuchy,
Radosne spojrzenie.
Wszystkie ciała ruchy,
Jej włosów drżenie.
Kocham jej mrugnięcie,
Jej ciepło,
Ziewnięcie,
Po dotyk i lekkość.
Kiedy ją zanudzę na śmierć,
Rozśmiesz Ty ją Panie.
Kiedyś ją rozśmieszę na śmierć,
Niech zanudzi się moje kochanie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.