A taki byłem...
Już taki jestem drodzy moi,
taki przypadek niebywały.
Co się jednego razu boi,
a drugim bywa nawet śmiały.
Czemu mam takie przypadłości,
to nie potrafił nikt powiedzieć.
Raptem wybucham jadem złości,
aby po chwili grzecznie siedzieć.
Już mi za dziecka to wmówiono,
że kiedyś gen ten mnie wykończy.
Bo szybko wdrażam myśl szaloną,
by jeszcze szybciej z dobrą złączyć.
I tak przez lata sobie żyłem,
nieświadomością wciąż wiedziony.
Miałem wspomnienia nawet miłe,
były też wspomnień przykre strony.
Aż przyszedł po mnie śmierci goniec,
wręczając bilet uroczyście.
Nie było jednak tam stwierdzone,
piekło czy niebo – oczywiście.
Ironio losu, ty się śmiejesz,
a potem płaczesz, choć się boisz.
Ja dzisiaj wcale nie istnieję,
a taki byłem drodzy moi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.