Taniec z LSD
Jest szał światła, wrażeń huk. Wszystko się
kolorowo i zwiewnie toczy, bujam się ,
kotłuję, zamykam oczy... Wszystko skacze i
płonie, sztywnieją dłonie. Oniryczne
upojenie, organizm szaleje. Krew z boskim
roztworem płynie prosto do mózgu. Jest
cudownie! - trochę się chwieję...
Jestem z nią, lecimy w niewypowiedzialnej
przestrzeni. Jesteśmy młodzi,
niezniszczalni i w sobie zatopieni.. Jest
muzyka, to nasz czas! Wyrywamy z życia co
się da. Dla nas wszystko, to i tak fatalna
gra. Kolory, mgła, zapomnienie. Jej
gorące ciało i powiek drżenie. Wszystko
płynie w odurzeniu, wibrujemy, przestrzeń
znika. To koniec, świadomość się zamyka.
A po wszystkim, wczesnym rankiem pryska
czar. Dno i rozpacz, cichy szloch. Gdzie
jest sens? - pytasz mnie. A w mej głowie
pustka. Jestem sam. Chciałem rozbić
urojeniem codzienności mur. Teraz biorę do
ręki sznur. Chciałbym mieć nadzieję, ale
kto mi ją da?
Komentarze (2)
Zgadzam się, owy taniec "dobrze" przedstawiony.Ukazali
mi się długowłosi, w kwiatach i koszulach zwiewnych,a
na twarzach szczęścia ekstaza...jakże złudna.Od
nadziei lepsza jest [samo]pewność.
Opisałeś dramatyczny taniec smierci, lecz wiersz daje
obraz prawdziwy, myślę że z własnych przeżyć.