Towarzyszka życia
polubiłam Ją
Matkę wszelkich geniuszów
jej czoło strapione i gwieździste
tysiące dłoni uwalanych atramentem nocy
lico pogodne i milczące
ciche tykanie przymkniętych powiek
krew, która ujawnia dna pragnień
i uwalnia wyzwolone dusze
jej wydychany dwutlenek wolności,
którego chłód uwodzi
oddaje ciepłe prawdy
z Nią tworzę
otwieram zatrute żyły wyobraźni
haftuję swoją historię
zabarwiam płótna łzami
a kartki odciskami duszy
nawet w nieme klawisze
wciskuję pociski – myśli raniące
dla niej poświęcam czas
jest dla mnie skorupką wierną
schronem przed cierniami
nie-ludzkiej głupoty i bezwyobraźni
dlatego jej nie opuszczam
wołam zostań o Samotności moja kojąca
Komentarze (1)
bardzo refleksyjny wiersz..... jeżeli sie nie ma co
się lubi, to się lubi co się ma....skoro ma się
samotność za towarzyszkę, to dlaczego jej właściwie
nie polubić...przecież jest cząstką naszego
życia....piękne Twoje słowa...mądre...