O trawach, o trawach
Na końcu wsi przy lesie stoi stara
stodoła,
pochylona od dawna. Stamtąd uciekła ciotka.
Maria - ta 'bez chleba'.
W stodole został Janek, miał dwadzieścia
lat. Budził dzwony.
Dzwony! Na Anioł Pański w południe.
Umilkły. Ziemia nie drży, ale czy jest
cicha? Słuchaj, uważnie słuchaj.
Z oddali przeciez słychać, jakby do drzwi
pukanie. Ten dźwięk
drażniący uszy - szarpana strzałem cisza.
Czy las ją tylko pamięta?
Czarno-czerwone kolory, krzyki, rozcięte
brzuchy, niemowlęta zadźgane.
Wiem, że trzeba wybaczać,
iść naprzód i nie dotykać
tamtej suchej trawy. Miała kolor jak
maki,
później ciemniejszy - rdzawy.
Pamięć i wieczne czuwanie -
bo trawa, rani dłonie! W niej dzwony i nasz
Janek.
Nie dotykajcie trawy.
Pierwsza wersja tego wiersza jest w moim archiwum pod tytułem "Tamta krew". Musiałam dodać co nieco...
Komentarze (23)
Takiej traumy nie da się zapomnieć. Wiersz
wzruszający. Pozdrawiam
dramatyczne czasy znam z opowieści rodziców uciekli
ale jeszcze po wojnie byli prześladowani przez bandy
grasujące w lasach Lubelszczyzny...
pozdrawiam:-)
takie traumatyczne przeżycia śnią sie po nocach...
Fajnisty wiersz, pozdrawiam :)
Halinko wszystkie wiersze które tu publikujesz czytam
Pozdrawiam serdecznie
Dotyczy Rzezi Wołyńskiej...? Poprawność polityczna
każe zapomnieć, pan Komorowski mówi, że to dawno było,
na ulicach Ukrainy kult Bandery - jak tutaj zapomnieć
o takim bestialstwie? Długo po wojnie należało
obraźliwe nazwanie - ty "u"kraińcu! Straszne... i
nadal smutne. Dobry wiersz!
Pozdrawiam :)
Poruszający pełen refleksji przekaz.
Pozdrawiam
Marek
Mocny...pozdrawiam.