Triumf nicości
Życie czasem nie jest proste... Wielu z nas nie potrafi poradzić sobie z szarą codziennościa. Gubią sie w otchłani rzeczywistości i natłoku rozmaitych spraw. Znajdujemy różną drogę ucieczki od kłopotów...
Siedzę sama w pomieszczeniu.
Cztery ściany otaczają mnie.
Czuję, że pragną tylko pożywienia –
mojej śmierci.
Będą się poić moim nieszczęściem…
Triumfować z tego, że się
poddałam…
Biorę sznur.
Wiążę pęk.
Mocny…
Żeby wszystko się udało.
Zakładam go na szyję.
Staję na schodku.
Przed oczami widzę całe swoje życie:
Szkołę…
Rodzinę…
Młodość…
I przez mgłę dostrzegam także…
jego.
Uśmiecha się.
Nie on jednak śmieje się ze mnie…
Czy dla niego warto umierać?
Nie!
On jest już dla mnie nikim.
Zaczynam płakać…
Chcę się wydostać.
Zatapiam się w otchłani łez…
Spadam ze podwyższenia…
Teraz znajduję się w tunelu.
Cicho szlocham.
Nagle czuję dłoń na moim ramieniu.
Odwracam się.
To … on …
Pomaga mi wstać…
I prowadzi mnie w stronę światła…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.