Triumwirat
Ja flegmatyk; myślę prędkością żółwia z
Galapagos
żyjąc nie czekam na koniec doby.
Czekam na Boga, aż znajdzie na mnie
teczkę
prywatną puszkę Pandory.
Będzie miał na mnie oko
swoje w trójkącie zwrócone
będzie zawracał swoje oczy
z drogi do nikąd
będzie patrzył, szukał, lustrował.
Przeklinając eufemizmy rzeczywistości
nieskalane zdeptaniem kiście winogron
Z bagnistej szaty tworzę sobie poduszkę
by zasnąć z nadzieją zesnuwstania.
Ja chaosem przeszyty; przeklinam gnuśny
porządek
fantazję trzymać chcę na wodzy.
Spisuję tę myśl, ten wiersz to kapownik
mój prywatny denuncjator.
Będzie chodził za mną
ręcznie dręczył mnie aparatem
a ja, jestem taki nieuczesany.
a ja, nie wypiłem kawy rano.
Soki żołądkowe skarżą się na mobbing
z mojej strony.
Przeliczam absurdy w kołyskach myślowych
wnet spod kocyka wynurza się pępowina.
Ta pępowina jest drogą do szaleństwa.
Trzeba ją przeciąć, dla dobra dziecka.
Ja zezwierzęcony; kopyta wykładam na
stół
kapeć z jednego dynda jak wisielec.
Twarz zdradza wszystkie niedogodności.
Argumentem chciałbym zaznaczyć swój teren.
Jak pies, chciało by się powiedzieć
jak pies, psy to szlachetne zwierzęta
jak pies, boję się wystrzałów
jak pies nie pogardzę kiełbasą
Wszechświat znudzony już umysł swój
wyłącza
wtyczka umysłu zawiera sojusz z wodą.
Włóż rączkę, padnij porażony prądem
brakuje trupa by zawiązał się
triumwirat.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.