Trudny powrot
Buja jak na statku, rzuca nim co chwila,
na nogach jak z waty próbuje omijać
znikąd wychodzące chodnikowe kostki,
kałuże i asfalt rozmiękły i grząski.
Trzy stopnie, jak Syzyf pięć minut się
wspina,
wreszcie drzwi, zderzenie. Przeklęta
futryna!
Klucz szybko odnalazł w wewnętrznej
kieszeni,
tylko dziurka mała, ktoś zamek wymienił.
W ciepłym przedpokoju - but pomógł bez
klucza,
złośliwie, znienacka podłoga się rzuca.
Na wszystkich kończynach, parkietu
wyboje,
skok przez próg sypialni, szafka
atakuje.
Resztką sił próbuje podnieść się do
pionu,
pada wprost w otwarte obięcia tapczanu.
Świt, wyschniety język, skronie tnie
zajadle
szczęk szkła, tłuczonego na głowy
kowadle.
Komentarze (2)
Świetny .krótkie wersy podkreślają dynamikę tematu:)
Dobrze mi znany taki obraz życia,
chociaż nie straszny jest już na dzisiaj!
Pozdrawiam!