Trzeżwość i rzczywistość
Przyszedł on
Chciałbym tak bez przyczyny przyjść
Usiądź obok parapetu z widokiem
który ty każdego dnia widzisz
-pomilczeć
Zapytać - Czy ty się dalej mnie wstydzisz
Przytaknąć głowa, twoim słowom
Spojrzeć w lustro na ścianie
Kiedyś, słyszałem, mam to w uszach
Słowa –Witaj kochanie
Chuchałaś na szyby okna, malując serce
Chuchasz, pisałaś ono w rozterce
Pieściłem wzrokiem te pisaniny
Byłem wtedy tobie bardzo miły
Gdybym przyszedł, mówię gdybym
Czy byłbym chociaż trochę miłym
Idę i po omacku szukam klamki
Kiedyś była w tym właśnie miejscu
Ciemno, dotykam drzwi, wierzeje
Pustka, firanka faluje na wietrze
Odeszli oboje, jego pokochałaś nie mnie
A ja jak w letargi kochałem ją całe dnie
Gdzieś na krawędzi mego życia, przyszedł on
Mgnienie- Usłyszałem pożegnania dzwon
Podałem jej siebie jak owoc dojrzały
Na noce otwarte bez powiek, na świty
nieznane
Widocznie zbyt mało umiałem –przegrałem
Miłość i uczucia są nieokiełznane
Autor:slonzok
Bolesław Zaja
Komentarze (2)
pięknie piszesz każdy Twój wiersz porusza,pozdrawiam
Pięknie ukazana tęsknota: Ona odeszła, a Ty nadal masz
ją w sercu.