Ty
Wybiegam do ciebie
boso w zielonej sukience
Wyjmuję drżącymi palcami
klucz z kieszeni moich smutków
Z nadzieją całą w bliznach
znowu próbuje otworzyć
zamek lodowy twojego serca
Już nawet lód nie pęka
klucz łamie na pół
moja ręka zastyga
W twoim sercu całoroczna zima
Przecież nie proszę o wiele
choć pragnę więcej...
Nie proszę o lato
lecz chociaż o wiosnę:
Zwyczajne- Która godzina
Jak się czujesz
Co słychać
Nie proszę o lato:
Gładzenie moich włosów
wilgotnych od rosy świtu
Spotkanie naszych warg
w jednym punkcie na ulicy
"Miłość Zabójcza"
Wreszcie- Kocham cię
W twoim sercu nie ma miejsca
na słońce
Zamknięte ze wszystkich stron
Chcę zetrzeć z jego ścian
szron obojętności
sukienką zieloną...
... Jeszcze bardziej sypie śnieg
Moje łzy już nie płyną
Turlają się po moim policzku sinym
Spadają na twój czarny płaszcz
Poddaję się...
Rzucam dwie połówki klucza
w trawę...
Odchodzę ze świeżą blizną
na mojej szpetnej nadziei
Gdy już cię nie widzę
podnosisz je
z trawy...
Patrzysz z zadumą w dal
nic nie widząc
Komentarze (1)
Czytałam czując każde zdanie. Może następnym razem nie
czekaj na wiosnę, tylko od razu żądaj lata lecz nie od
chłopca, który zimą obleciał;). Ślicznie w wierszu
potęgowałaś emocje.