Ukrywając się...
Spośród fal spienionych wydobyła radość
Spośród gór pofalowanych wydobyła spokój
Spośród błękitu nieba otoczke dla swych
źrenic
Spośród zbóż złoto dla włosów swych
Narodziła się...
I krokiem niepewnym dążyła przed
siebie...
Między uśmiechem na jej twarzy
a łzą spływającą po policzku
Ukrył się ból istnienia.
I pod powieką wspomnień nadal cierpiąc
Wykrzywiła usilnie usta na kształt
uśmiechu
Lecz ani fale ani góry już jej siostrami
nie są.
I tylko Eros z zatrutymi strzałami
Jej bratem.
W kamieniu wykuty obraz cierpienia
niemożliwy do wykruszenia...
Nadał kształt jej duszy.
I znów się narodziła...
W bólach i łzach spopielałych
Zastygła.
Otoczona murem z lodu
Brnie przez kraine chłodu
jak śniegu królowa...
Biegnie przed siebie
Nieświadomie szukając zapałki
By znów wzniecić ogień namiętności.
...Karolinie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.