ulice
[ ulice ]
w moim mieście zasypiają ulice
tysiącami lamp i murmurandem
trzaskających bram
kołysane do przerywanego snu
wyśniły mnie abym chodził
w kałużach - jakby łzach wylewanych z
betonowej duszy
i zagarniał do pamięci niespokojnego
wiersza
ostatnie zakłady szewskie i krawieckie.
zboczyłem z ulicy w ukwadratowione
podwórko
kwadratowy plac i bunkier na śmieci
przy którym co rano trwa wojna o resztki
odpadki ludzkie , tak nieludzkie
kwadratowy szary blok i wypatroszona
meblościanka
dobudówka bez okien i garaż bez
samochodu
i jeszcze ciągle kwadratowe myśli
przejściem za uschniętą topolą -
w rozwrzeszczane wchodzę tętnice
śródmieścia
obok siebie trzy kościoły walczą o
modlitwy
za tyle rzeczy trzeba się teraz modlić
o miejsce na dzwonnicy gołębie walczą z
wronami
a na przystanku emeryci z rencistami o
pozycję
by jak najszybciej odjechać do domu .
na ulicach ludzie - ciałka białe , ciałka
czerwone
jedni krzepną szybciej , innych nic nie
zatrzyma
patrząc w szyby wystaw obserwują siebie
podziwiają swoje marzenia
bezwstydnie drogie , wzruszająco
prozaiczne
dziurawe - okaleczone ospą czasu płyty
chodników
z rzadka przywołują ich do porządku .
w moim mieście umierają ulice
Szczecin 2003
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.