Ultrafiolet
prężąc sie linia horyzontu
zwołujesz dla mnie pochmurny zachód
czy to uśmiech rozjaśnił mu lico
gdy rozkazem zaklelas : pomaluj w
czerwienie
i atlasy, lawenda okryj tarasy
nieba ?...
nic więcej nie trzeba...nic poza jeszcze
jeden
stopień...przeskakując codzienność porą
zmroku
drabiną na słoćce
i jeszcze raz odwrócić sie na to co
biegnie
wciąż za mną...odpuścić
odkryć w powietrzu atmosferę
tak jakby skrojoną na miarę
tego co mogę wypowiedzieć
a co sprawi, że utonie ranek
i niczego już nie będę pewien
Komentarze (1)
Jak dla mnie wiersz naprawdę dobry,cały jest jedną
wielką metaforą-do zrozumienia na swój własny sposób.
Tylko czytając miałam wrażenie,że raz używasz polskich
znaków a raz nie(przez to czasami trudno zrozumieć)
pozdrawiam