Warowny płomyczek nadziei
Strzeliste baszty chylą się dumnie nad fosy
zielenią.
Niedostępne mury strzegą warownego
serca.
Zamek wsparty na wysokiej skale smutku i
nostalgii,
obrasta mchem zapomnienia.
Okaleczony most leży wsparty o brzeg
fosy.
Jak zakuty stalą obłąkany strażnik,
przeklęty wiedzą czasu,
wyglądam posłańca Afrodyty.
Mym przyjacielem szaleńczy wiatr i mściwa
burza.
Jedyną rozrywką jest strzelanie z
piorunów
do przejeżdżających nieopodal czarnych
jeźdźców.
W zamkowej kaplicy co wieczór patrzę na
maleńkie światełko złożone na ołtarzu
uczuć.
Mogę godzinami oglądać cudowny
płomyczek,
który kiedyś rozświetlał to miejsce.
Niebieskie kruki myśli,
co wieczór krążą nad kamienną wyspą
zapomnienia.
Często pozwalam im przysiąść na murach.
Przywołują dawne obrazy radości.
Kiedyś nadejdzie taki dzień, w którym
płomień pożądania na nowo rozświetli
kamienny dziedziniec.
Rozbłyśnie wiosennie zielona rzeka
nadziei.
Wtedy wyruszę z proporcem odrodzenia,
w turnieju życia stawiać czoła
przeznaczeniu.
Szlachetnym wojownikom, templariuszom uczuć, poszukiwaczom szczęścia i wszystkim błędnym rycerzom
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.