wielki tydzień
poniedziałek wilgotna rosa
ciągnięta przez wiatr w różne strony
niezdecydowanie graniczące z cudem
wtorek jak nagie ciało drżące pod lipą
z cichym pytaniem na skostniałych ustach
czy to grzech czy może już milczenie
środa jak karmazynowa pościel wśród
bladych twarzy z głową między gwiazdami
łza przestępująca z nogi na nogę
czwartek pod ścianą płaczu jak dzień
każdy
mrowienie w sercu lubi kłuć na wskroś
rzucony kamień za którym muszę się
czołgać
a w piątek budzę się dla Ciebie
na dwie godziny
z kawałkiem zakrzywienia w
czasoprzestrzeni
i we mgle muskam Cię dłonią
Komentarze (2)
Przeczytalam Twoj wiersz i musze przyznac ze nie tyle
forma a tresc jest interesujaca.
...w ciekawy sposób opisałaś wielki tydzień
...uczuć i pragnień w pogoni za rzuconym kamieniem..