[ *** ]
Koparka i ruchliwe ulice,
chaos wyrzucanych śmieci do kontynerów
kliniczna śmierć pare metrów pod ziemią
- budzi się.
Tytoniowy zapach maluje wargi,
peta z ust do ust w aspekcje erotycznym
po kolejnym piwie siedząc za barem
- namiętny seks w alkoholowym uniesieniu
lizania, ssania i orgazmu
wieczorny przepych drogich szminek
na ustach kochanek,
szyjach mężów i ojców
buntownicy palą krzyże,
na wschodzie rozpoczyna się kolejna
wojna,
Bóg z zazdrości burzy witraże , posągi ,
bramy triumfalne
jeszczo to dziecko tak jakby wiszące w
powietrzu
z brudą twarzą, wpatrząną w ciasną
uliczke
między śmierdzącymi wilgocią kamienicami
to dziecko zaciskające zęby - klnie
wyzywa matkę
to dziecko - bez nóg
wypada z wózka na twarz -
wstrzymuje oddech...
Komentarze (2)
Ależ nienawiść z beznadzieją i rezygnacją...ja też
gratuluję klimatu...potrafisz go wytworzyć...podoba mi
się.
klimat Twoich wierszy jest rewelacyjny, odnajduję w
nich prawdziwe życie