Wiersz czterysta trzydziesty...
Mały uśmiech mam na twarzy
bo nie jestem sam
bo nas ludzi
kochających za darmo
powoli przybywa.
A co zrobić gdy
człowiek mnie sprzeda
drugiemu człowiekowi
najprościej zrobić to samo
ale ja nie chcę tego robić
bo wole sprzedać jakąś rzecz
ale nie człowieka.
I czy każdy spotyka
tego diabła którego się boi
czy może diabeł
ze strachu podchodzi do człowieka
tylko czego ten diabeł się boi
na pewno boi się anioła
do którego człowiek
tak rzadko chce podejść.
Dziś znów zabieram
moją przyjaciólkę nadzieje na spacer
bo ona to taki bandaż
co owija nasze rany
by nie bolały.
A śmierć kończy się
jak papier toaletowy
gdy ręka boska
po mnie sięga
by moje życie
rozwinąć w raju.
Komentarze (5)
Przepiękny, refleksyjny wiersz.
Ciekawa refleksja.
Pozdrawiam:)
Nadzieja, to taki bandaż
co owija nasze rany
by nie bolały- ładnie powiedziane.
Trochę smutno się zrobiło? Bywa i tak. Pozdrawiam.
Przeczytałem z uwagą i zainteresowaniem. Zawsze
snujesz ciekawe refleksje.
Pozdrawiam serdecznie:)