Wiersz miłosny bez tytułu
Weronice i Szachemu. Dzięki Wam powstał (a właściwie został dokończony) ten wiersz.
Weź mnie za rękę, wyjdźmy na dach
Gdy nasze miasto w mroku nocy tonie
O dniu zapomnij i odrzuć swój strach
I pozwól mi całować czule Twoje dłonie
Usiądź tu, przy mnie, wbijmy oczy w
ciemność
Nie zważajmy na maszkar sylwety
Gwiazdozbiory istnieją i jest w nich
niezmienność
W przeciwieństwie do zmiennej kobiety.
A ja muszę się uczyć Ciebie wciąż od
nowa
Usta co noc smakują inaczej
I uważnie jak rybak łowię Twoje słowa
By odnaleźć właściwe wśród znaczeń
A już nigdy nie mówisz wprost o tym
naprawdę
Czego pragniesz i o co Ci chodzi
Liczysz że z Twoich oczu marzenie
odgadnę
Każde, co w głowie swej zrodzisz.
A ja czytam wciąż z Ciebie, uczę się
powoli
Jak z najtrudniejszej wśród ksiąg
I jedna myśl tylko co rano mnie boli
Czy dotknę dziś gładkich Twych rąk?
Kocham Cię, Słońce, najmocniej jak umiem
Nie mogę z uczucia ochłonąć
I marzę, że kiedyś Twą dusze zrozumiem
By w żarze gorących warg spłonąć
I aby na łące wśród nocy gorącej
Móc pieścić wspaniałe Twe ciało
Byś miała przy uchu me usta szepczące
I żeby tak zawsze zostało....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.