wojna
Usta me, zbruzgane krwią. Przygryzam je
coraz mocniej.
Ręce me, krwią poplamione. Wycieram je o
spodnie upaprane w błocie.
Koszula ma, jak flaga pocięta. Ledwo na
mnie wisi.
Moje bose stopy. Plamią krwią jeszcze
czysty piach.
Ktoś mnie gwałtownie zwala z nóg, nie mogę
powstać, leżę.
Słyszę wrzask kobiet, krzyki i piski
zabijanych dzieci.
Słyszę strzały, i wulgarne słowa zabijanych
mężczyzn.
Słyszę cichy głos zdrajcy Polaka, mówiący
do mnie jakby z oddali.
Na co wam ta wojna? I tak my (wygrani) już
mamy tę ziemię w swej żelaznej dłoni.
Nie!!!- Krzyczy głos w mojej głowie.-
Nie!!!- To nie może być koniec!!! My nie
przegraliśmy.
Nagle czuję jak czyjaś żelazna dłoń szybko
i twardo stawia mnie na nogi, zachwiałem
się przez chwilę, lecz ona mnie
podtrzymała.
Stałem w zupełnej ciszy przez dwie, lub
trzy sekundy.
Nie słyszałem krzyków kobiet, mężczyzn,
dzieci.
Ani okrzyków naszych wrogów.
Po prostu stałem ze wzrokiem uporczywie
wpatrzonym w swoje stopy, i czekałem…
Czekałem na Śmierć…
Lecz Ona nie przyszła, przynajmniej nie od
razu.
Usłyszałem czyjś głos. Chyba jakiegoś
Niemca.
Z jego bełkotu zrozumiałem tylko jedno, że
chce mojej śmierci.
Nikt mu się nie sprzeciwił, nawet rodacy
moi, którzy mnie wydali.
Gdyby nie oni mógłbym uciec, taki był
zresztą plan mojego generała, chciał, aby
przynajmniej jedna inteligencja z tych
krwawych czasów przeżyła.
To miałem być właśnie Ja.
Niestety mój druh przekazał plan naszego
generała swojemu dowódcy i mnie złapali.
Nie minęła nawet chwila, choć mi się
zdawało, że minęły tygodnie, gdy generał
wojsk mi wrogich krzyknął: STRZELAĆ!
Zginąłem, z podniesioną twarzą, jak
bohaterowie Mojej Dawnej Polski.
Komentarze (3)
Do bólu wymowne i zatrzymujące.
Me, me, ma!
Be!
krwawy wiersz, ale taka jest wojna.
Witaj na beju.