Wszystko ulatuje
Potrafię marzyć jak nikt na świecie. Nocami
proszę Boga o wytrwałość w życiu i miłość
bliskich. Cierpliwość z daleka spogląda
przez okno, snując zamysły o swoim żywocie.
Zastanawia się, czy może podejść
niezauważona i wtopić się w tłum
zszarganych nerwów. Wie, że jest mi
potrzebna, lecz niepewna o swą przyszłość
po prostu czeka.
Ostatnio mam wrażenie, że ktoś mnie
obserwuje. Czuję czyjąś obecność, choć jej
nie widzę. Nie wiem, czy zakłopotane myśli
podążają we właściwym kierunku, dlatego nie
zmierzam z nimi do przodu. Los nauczył
mnie, że planowane znikają, zanim nastąpi
przestrzeń w której mogłyby się ujawnić.
Zupełnie jakby to, co sobie zaplanuję z
góry było skazane na klęskę.
Dziś w mym życiu dość ważny dzień na tyle,
że zaprząta moją głowę już od kilku dni.
Nerwy napięte do granic możliwości
strudzone same wspierają się nawzajem, by
nie pęknąć. Los daje nam to, na co
zasłużyliśmy. Jednak inni stracili dużo
swego czasu aby dojść do czegoś, co
wcześniej im się nigdy nie śniło. Nieśmiałe
pragnienia w przeszłości mogą stać się
prawdą, która zaważy na naszym życiu. Być
może ktoś dostrzeże wcześniejsze starania,
choć na tyle znam życie, że często się
zapomina o tym, co dobre. Człowiek bardzo
szybko się do tego przyzwyczaja i czeka na
coraz to nowsze dobroci, które
niekoniecznie mogą się ziścić.
Piszę bez sensu, wiem. Już dawno niczego
nie napisałam, gdyż moje ciało zabiera mi
najwięcej czasu. Maleństwo, które się we
mnie rozwija potrzebuje nad wyraz dużo
uwagi. Ciąża to nie choroba, więc dlaczego
czuję się chora? Dlaczego wymioty
przesłaniają mi najsłodsze widoki
przyszłości, przyciągając uwagę nie tylko
rodziny. Nie wierzą mi, że można aż tak
ciężko przechodzić ten okres czasu, choć to
nie moje pierwsze dziecko. Słowo ,,nie
możliwe’’ staje się ich mantrą, którą
bacznie wysłuchuję coraz częściej. Czasem
myślę sobie, że wystarczy, aby udawali, że
niczego nie widzą, bądź nie słyszą. Może
wtedy mój stan byłby dla nich po prostu ,,
możliwy”.
Cień szarości popiołu, bądź ulatujące
pragnienia mogą się ziścić właśnie dziś o
18.00. Jak co cztery lata nie tylko my się
zmieniamy, ale i nasze otoczenie. Niegdyś
nieistniejąca lampa uliczna teraz jest
oczywistością. Kto by to pamiętał, odkąd
ofiarowała nam swoje nieśmiałe światło. Ile
osób zastanawia się, czy jazda po ciemku
rowerem stała się bezpieczniejsza odkąd ona
powstała? Pewnie nikt. Czy rów, który teraz
jest drożny zwróci czyjekolwiek
zainteresowanie? Czy gospodarz spostrzeże,
że niegdyś zalana łąka teraz jest sucha?
Nie. Zgoni to na suchy rok, który mu po
prostu plorzy. Starania innych pozostaną
niezauważone, bo po cóż się nad tym
zastanawiać? Myśli się przecież o złych
rzeczach, nie dobrych.
Trzymajcie za mnie kciuki, bądź choć
dotrzyjcie do końca mojego felietonu. Bo o
czym on był? Nie wiem. Kto by to przecież
pamiętał…
Komentarze (3)
Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście. Racja. Po co
narzekać duchom nieobecności, skoro można przelać
smutki na papier:-) A nóż widelec odpowie...
Dziękuję Atena 21:-)
Tak masz rację, wszystko ulatuje..dlatego trzeba brać
jak najwięcej z życia..poczytałam trochę Twoich
wierszy..Ukryta optymistka:)
Smutno trochę u Ciebie..Pięknie piszesz:)
Pozdrawiam:)***
Ewelinko, po pierwsze nie ma co planować, bo wszystko
już dawno jest zapisane w księdze życia więc po co się
zamartwiać na zapas, a po drugie to maleństwo które Ci
dokucza już teraz domaga się uwagi, wiem to bo moja
najmłodsza synowa przechodzi te same niedogodności
życia tylko podwójnie bo jest w bliźniaczej ciąży...
ale ponarzekać zawsze warto, bo to podobno przynosi
ulgę, pozdrawiam serdecznie :)