Wyniosłem słowa na sam szczyt
Wyniosłem słowa na sam szczyt,
Dziwne że tyle się zmieściło.
Aż zapomniałem gdzie jest mit,
A gdzie zwyczajna ludzka miłość.
Tak poplątałem własne drogi,
W inne zmierzałem koleiny.
Raz wybierałem temat srogi,
Raz podążałem drogą drwiny.
Lecz powinienem być uległy,
Kłaniać się nisko panom słowa.
Którym niebiosa wiersze strzegły,
I potrafiły sens zachować.
Ja miałem inne swe poglądy,
Ja miałem inne planowanie.
Bo rozróżniałem własne sądy,
Różniące się odmiennym zdaniem.
Ze szczytów spadłem aż na dno,
Dalej nie mogłem wyniszczony.
Poznałem wreszcie, co to zło,
I jak wygląda ktoś skończony.
Komentarze (4)
Mądra refleksja, dobrze napisana. Pozdrawiam miło.
Mówią: jak spadać, to z wysoka.
I mówią też, że trzeba upaść na samo dno, żeby było od
czego się odbić.
Jak zawsze ładny, życiowy wiersz.
Pozdrawiam serdecznie :))
ładna refleksja.Pozdrawiam:)
Niech za komentarz wystarczą te słowa. Ładny wiersz.