wyrwane z pokoju zwierzeń
w tyle rzeczy wierzę i tylu oddaję -
w człowieka, księgę, w kosmos, DNA
wrośnięcia.
to wszystko, z czym się liczę, niesie się w
krwiobiegu,
tworzy mnie i buduje, lecz abym w ruinę,
w zgliszcza nie obróciła powstałej
konstrukcji,
muszę pieczę mieć nad nią, czyli kochać
siebie,
nie pozwolić naruszyć, uszczknąć,
sprzeniewierzyć...
chociażby pod rygorem zmarszczonego
czoła
i brwi nagle ściągniętych świata, który
zdobył
w swym wątpliwym mniemaniu pewność, że ma w
rękach
bicie mojego serca.
Komentarze (49)
To prawda, wczoraj sobie połaziłam i trochę
pobiegałam, /ale mało/ w Łazienkach i też zmarzłam,
dziś jakoś mnie zbytnio ten mróz nie ciągnie, ale może
jeszcze nań wyjdę, serdeczności ślę Elu:)
I Tobie miłej, Grazynko :)
A mróz jak diabli, brrr :)
Dobry wiersz, jednym słowem
podmiot liryczny jest wierny sobie,
ne pozwala dać się sobie sprzeniewierzyć.
Miłej niedzieli Elu życzę :)
Skrypt mi "połamał wersy", powyrzucał pojedyncze
słowa. Musicie więc sobie prawidłowy zapis wyobrazić
:)