wysublimowany prezent...
parasol
park i deszcz – takie połączenie
lubię
nić alejek, grzyby parasolek, ludzie
tam, wśród brzóz ona – on spleceni w
jedno
zimny deszcz, krople w deski ławek
bębnią
tamtej dłoń jest zamknięta w jego dłoni
tak bezpiecznie, czas okrutny nie dogoni
cudze oczy, a ich sny się w nich majaczą
ona z nim... ja... mam tylko swój
parasol
deszczu mgiełka, potem znowu gromka
burza
tamtych dwojga skala uczuć całkiem duża
mgliste cienie miękko się do siebie
łaszą
i za rękę idą. a ja w ręku mam parasol
gdzieś rozpierzchli się niedzielni parku
goście
szare chmury zatrzymały mnie na moście
jego oczy dla jej oczu są oazą
ciągle pada, więc ja w ręku mam parasol
wrony – nuty! jak rozsiadły się na
drzewach
mokną cicho. po mnie dreszcz. park nudą
ziewa
to nie łzy, to tylko deszczu krople
kapią
ona z nim... chyba dziś dziurawy jest
parasol
wszystkiego naj... dla R.
Komentarze (9)
O takim prezencie R pewnie nawet nie marzył, teraz
parasol przyda się na łzy szczęścia :)
Życzę i ja spełnienia marzę...w dniu
urodzin...pozdrowionka...
smutny ten wiersz, ona z nim, a peel tylko z
parasolem...
No- tak należy pisać!
Podobało mi się, choć napisałbym ,,niedzielni goście
parku"
......parasol chroni pozornie....;-))) pozdrawiam
deszczowo liści szelestem...;-)))
"ona z nim... ja... mam tylko swój parasol" smutek i
nostalgia a jednak tak pięknie.
Park, to dość dziwne miejsce... dzieją się tam czasami
rzeczy dość dziwne: przeciekają łzami parasole...
ławki tulą smutnych gości niedzielnych... sny uciekają
do zakochanych... a wrony mokną na pięciolinii... Nie
wiem, czy aby, ja tam, przypadkiem... nie to
niemożliwe... chociaż w parku, dzieją się tam czasami
rzeczy dość dziwne.
Miło się czyta, pozdrawiam ciepło:)
Przyłączam się do życzeń :).. M.