XXXX
Wskazówki zegara taktownie wybijają
godziny, minuty, sekundy i dni.
Łącząc się ze spadającym łoskotem
chwili.
Gdy noc nasza, ciemna jak serca ludzkości o
świcie,
Zabłyśnie pochodnią, jasną, palącą żywym
dniem,
Oczy swe zwrócę w twą stronę niebacznie
i usta schylę ku wargom twoim.
Sycąc się wszystkim, czym jesteś, byłaś i
będziesz,
nie będę juz nigdy płakać i prosić. O
nic...
Wystarczy tylko świadomość mej klęski,
a może zwycięstwa. Gorzka to brama.
Do wrót rozkoszy czy mocy piekielnych?
Wszakże i Bóg kocha ludzi.
Czy szczerze? Chyba nie.
To na pewno jest dramat.
Formuła zaklęta w kamieniu już błyszczy
podobna do źrenic jarzących się w nocy,
Gdy oczy podnosisz wyżej od serca,
pytam czasami, czyż to nie szczyt
szczęścia?
Dotykiem nitek i przędzy kasztanów, nawijam
na ucho twe
kilka słów treści, pieszcząc swą duszę
miłością i ciepłem...
Twym. Kocham bez końca, kocham bez formy,
kocham bez...
nienawiści, która buzowała we mnie kiedyś
jak ogień.
Ogień okrzyków i spazmów. Człowieczych.
Nurkując w rzekę twych klejnotów
okrągłych,
schylam się po perły, niekoniecznie z
macicy,
szlifując je swym poświęceniem, oddaniem i
cierpliwością.
Wieszając je na szyi twojej, strzegącej
dostępu do serca kluczy.
Pilnując bym nigdy nie upadł za nisko,
chwytając się na tym bym strzegł cię
zawsze;
Jestem przy tobie, staram się być,
nigdy nie krzywdzić i uszczęśliwiać tak jak
potrafię, kruchym miłości dotykiem i pisma
palcem....
Dla tej jedynej..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.