Za kilka wschodów
Za kilka wschodów słońca otulony
papierosem
Rozgość się w moim życiu
Niech gróźb nie będzie końca
Przy tobie taka mało namacalna
Zliżę rozlany śliny jad z podłogi
Po czym ułożę cię do spania
Ten widok mnie uspokaja -
Modlę się szeptam w stronę kurzących się
Ścian pozbawionych krwi boga
Proszę o to byś nie wstał więcej i
Opuszkami palców zabijam ciebie
Umieram z gorąca, omdlewam
Teraz bezlitośnie odwiedzasz mój dom
W snach zaraz po wieczerzy, bladymi
Ustami linczujesz: nie możesz mnie zabić
dwa razy
[Ale czy ty mogłeś?]
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.