ZABIĆ WŁASNE DZIECKO
Dziś miałaby osiemnaście lat,
dorosłe życie by zaczynała.
Być może do niej należałby świat.
Gdyby choć trochę matka ją kochała...
Nikt nie chciał bezbronnego dziecka,
bo to kłopoty i wydatki.
Nikt nie chciał nią zaopiekować się.
To dziecko nie miało ojca ani matki...
I kruszynki nie ma już...
Własna matka się jej pozbyła.
W jakimś obskurnym gabinecie.
Kilka tysięcy zapłaciła...
Przecież tyle na świecie jest osób,
które by to dziecko
jak własne pokochały.
Które swoich dzieci nie mogą mieć
i za maleństwo wszystko by oddały.
Ona dołączyła do innych aniołków.
Tam będzie jej ciepło,
będzie kochała...
Od Pana Boga dostanie to,
czego własna matka dać jej nie
chciała...
Dziś miałaby osiemnaście lat.
Może języków by się uczyła?
A może pięknie śpiewałaby?
Może na naukę tańca by chodziła?
Kolejny raz zastanawiam się płacząc,
jak można nie kochać dziecka swojego?
Jak można dać życie, a potem zabrać je?
Nikt nie ma takiego prawa.
Tylko Bóg jest od tego...
Jak można zabić maleńkie dziecko? Kolejny raz zadaje sobie to pytanie. I po raz kolejny do oczu cisną się łzy. I nigdy nie poznam odpowiedzi na nie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.