Zachód słońca
z XIII księgi Pana Tadeusza
Słońce, jak złota nitka na licu arrasu
Błyszczało przez gałęzie bezlistnego
lasu,
Płonęło sił ostatkiem i powoli gasło.
Już bez mrużenia powiek patrzeć w jego
jasność
Można, gdy obchód kończy na zachodnim
brzegu.
Długie, niebieskie cienie kładły się na
śniegu,
Który także zbłękitniał. Już nie skrzył się
biały.
W chałupach się światełka pierwsze
zapalały,
A na wieczorne niebo, nad pola, nad
chaty
Od wschodu wolno wznosił się księżyc
pyzaty.
Słońce już księżycowi obowiązki zdało,
Stoczyło się pod ziemię złotą kulą całą.
Jeszcze promień ostatni, co świecił na
szczycie
Posłało i zasnęło. Słychać wilków wycie.
Komentarze (19)
Cudny, plastyczny wiersz. Pieknie malujesz slowem.
Milego dnia. :)
Fantastyczny wiersz! :)
Pozdrawiam z uznaniem. :)
W mickiewiczowskim duchu.
Podoba mi się.
Słońce zachodziło, by się narodzić na nowo o świcie...
Opis piękny, iście mickiewiczowski.
Dobrej nocy życzę :)