Zachód słońca
z XIII księgi Pana Tadeusza
Słońce, jak złota nitka na licu arrasu
Błyszczało przez gałęzie bezlistnego
lasu,
Płonęło sił ostatkiem i powoli gasło.
Już bez mrużenia powiek patrzeć w jego
jasność
Można, gdy obchód kończy na zachodnim
brzegu.
Długie, niebieskie cienie kładły się na
śniegu,
Który także zbłękitniał. Już nie skrzył się
biały.
W chałupach się światełka pierwsze
zapalały,
A na wieczorne niebo, nad pola, nad
chaty
Od wschodu wolno wznosił się księżyc
pyzaty.
Słońce już księżycowi obowiązki zdało,
Stoczyło się pod ziemię złotą kulą całą.
Jeszcze promień ostatni, co świecił na
szczycie
Posłało i zasnęło. Słychać wilków wycie.
Komentarze (19)
Uroczo - mistrzowsko:)
Przepięknie, jakbym czytała ciąg dalszy dzieła.
Pozdrawiam serdecznie.
Zachód słońca same w sobie jest piękny, a Ty jeszcze
tak pięknie go opisałeś:)
Pozdrawiam Michale:)*
Pierwsza klasa! :)
Piękny, mistrzowski opis zachodu słońca. Serdecznie
pozdrawiam.
No, no, Jastrzuniu-Mistrzuniu!
Klasyka. :-)
Piękny obraz namalowałeś wersami. Pozdrawiam Michale
:)
bezapelacyjnie jestem na TAK
Nastrój porywa.
Są tacy cwaniacy, co potrafią "dokomponować"
nieistniejące sonaty do repertuaru Mozarta tak dobrze,
że nawet specjalistom trudno wskazać, czym różnią się
od oryginalnych. Myślę , że jesteś blisko w tym
wierszu.
Jest klimat, piękny język, opis. Brawo ten autor.
Ale pięknie :) Jestem pod wrażeniem...Pozdrawiam
ciepło Michale :)
pięknie się wpisałeś w klimat mickiewiczowski.
Pięknie, obrazowo.
Pozdrawiam.
"Już bez mrużenia powiek patrzeć w jego jasność
Hmm... "jego"
Napisałabym
Już bez mrużenia powiek patrzeć w wątłą jasność
Piękne opisy.