Zale powiernika
Tam na czarnej tafli dwie samotne lodzie
Zgubione w ptasim lopoczacym wrzasku
Drzewa myja stopy w falujacym chlodzie
Nie wiedza ze nie doczekaja brzasku
W kazdej kropli deszczu szlaki
nieprzebyte
Zyja,gdy je snimy w noc wiatrem szarpana
Uciekac pragnely z wiatru szumokrzykiem
Potknely sie jednak o lodz potrzaskana
Wychylony w morze nagimi drzewami
Jestes cichym krzykiem,twarza
niedostepna
Rozbijam sie co dzien o piers twa
kamienna
Ja-drobny zaglowiec z czolem
potrzaskanym.
Slucham, jak nisko spasc mozna z wiezy
uwielbienia
Gdzie slad stopy swojej kleczac
calowales
Na pustyni stolu lzy gesto zasiales
Skryty w ciemnoglisty plaszcz
niedomowienia
Tu mieszka samotnosc z biala twarza
krzyku
I jej starsza siostra,ktorej JA na imie
Lek wzbudzaja czasem duszac sny w
sienniku
Zegar swit wybija,zaraz wszystko minie
A gdy wielkiej wody nadejdzie godzina
Kiedy wsciekla rzeka pozre stromy brzeg
Siade z samotnoscia przy butelce wina
A noc bebniac deszczem czasu zwolni bieg
Lecz tak naprawde na co mi sie przydasz?
Myslac o niej kieszen wypelnisz mi soba?
Beztesknote sploszysz?spokoj w sklepie
wydasz?
A ja?Czy udzwigne worek ze zlamanym toba?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.