Zaloty świerszcza domowego…
annie, która jeszcze nie słyszała świerszczy...
Do połowy maja ciepluteńko było,
jakby się przyrodzie wszystko pokręciło,
niczym w lipcu słońce przez cały dzień
grzało,
widać się naturze w głowie pomieszało.
Dawniej o tej porze to świerszcze
domowe,
jeszcze do poduszki wciąż tuliły głowę,
a dziś z norek wyszły rozrodu gotowe,
głosząc wszem i wobec miłosną swą mowę.
I melodię rzewną na skrzypeczkach grają,
w ten sposób o sobie znać samiczkom
dają,
gdy się któraś zjawi melodię zmieniają
i arią miłosną wówczas zadziwiają.
Przy takim artyście konkurencja siada,
zwabiona samiczka w trans miłosny wpada
i tańczy już w rytmie melodii owada,
a co było dalej, mówić nie wypada…
Komentarze (32)
Kocham te stworzonka :) kojarzą mi się cudnie...
Piękny wiersz.
Miłego dnia :*)
☀
baardzo mi sie podoba Twój rozświerszczony wiersz.