ZAROŚLA
w zaszeregowanych inaczej
pojęciach codzienności
żelazko rutyny gładzi
pogięte sprawy
nas
zaginionych
plisem nakładają się
niedomazane szczyty
i wszelkie bezdroża logiki
pytasz o powód
w strukturach czerni
źrenic skąpo odzianych kolorem
sople stygnących płomieni
i tylko księżyc pełnią
srebrzy w nich noc po omacku
bo porastają mnie
kaskady pragnień
...bo ty...
autor
beti027
Dodano: 2007-03-14 12:52:15
Ten wiersz przeczytano 785 razy
Oddanych głosów: 10
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.