Zazdrośnik
Wieczorem na ławce w parku
siedzieliśmy i rozmawialiśmy.
Pamiętam.
Pamiętam, jak płatek śniegu
spadając z nieba
z hukiem i uśmiechem
wplątał się w Twoje bursztynowe włosy.
Uśmiechnął się do Ciebie,
a później cichutko stopniał.
Ależ byłem zazdrosny...
Pamiętam, jak blask księżyca
opadał na Twoje czerwone usta.
Wargi były w ruchu,
a księżyc uparcie podążał ich śladem.
Mrugał do Ciebie,
a później szybko schował się za
chmurami.
Ależ byłem zazdrosny...
Pamiętam, jak latarnia na ulicy
świeciła w Twoją stronę
i odbijała się w Twoich oczach.
Twoje oczy wirowały,
a światło żarówki pieściło Twoje
źrenice,
nie dając chwili spokoju.
Ależ byłem zazdrosny...
Pamiętam, jak styczniowy wiatr
dyskretnie głaskał Cię po rękach.
Szeptał Ci czułe słówka,
schlebiał i komplementował.
Dotknął delikatnie Twoich włosów,
a chwilę później po prostu milkł.
Ależ byłem zazdrosny...
Pamiętam i nie zapomnę.
Bo wmurowane mam to w serce.
Wiem...
Byłem gorszy
od tego płatka śniegu,
księżyca, latarni, wiatru...
Byłem, jestem i będę gorszy.
Komentarze (1)
Jak na wyrażone w tym wierszu uczucia jest on dla mnie
ciutkę zbyt długi. Ale mocny, mocna jest końcówka,
mocny jest ogólny wyraz. I chyba nie głównie o tę
zazdrość chodzi, ale o to poczucie, ze jest się
gorszym, co jest przecież bardzo smutne, trąca nawet
pewną nutką bezradności.