Zbierając bursztyny
Czy nagły poryw słonecznego serca
wyrzucił w kosmos złociste drobiny?
Czy supernowa, gdy jej dni dobiły
kresu, zechciała swoje prochy zesłać?
Może sierpniowe Perseidy zamiast
spłonąć w powietrzu, zastygły w
odmętach,
a gdy się Neptun w gniewie zapamiętał,
wyrzucił na brzeg, co w głębinach
znalazł.
Od jasnożółtych przez szafran i ugier,
jak tarcza słońca od świtu do zmroku
i te w kolorze spadziowego miodu
jak twoje oczy, te najbardziej lubię.
Złote kamyki na otwartej dłoni
pogodę ducha i pomyślność wróżą.
Że z gwiazd nie spadły, aż uwierzyć
trudno.
Wiem, że to kiedyś las z bólu łzy ronił.
Komentarze (16)
Prześliczny wiersz. Piękne słowa. Pozdrawiam milutko.