Zeznanie
Jedna ręka
ściskająca szczątki rozsądku.
Ściskająca?
Bezwładnie wisząca
ponad białą koszulą.
Druga...
Dłoń?
Kość spiesząca
ku rozkładowi,
będąca już zgnilizną,
choć jeszcze pełna pulsującej krwi.
Słowo "Dlaczego" zbyt wiele ma powiązań,
zbyt wiele znajomości.
Odpowiedź okutana białą marynarką,
nakryta kaszkietem
zaciemniającym
współistniejące nerwy,
oczodoły,
stłoczone razem brwi-
ustawieni w jednej linii
przed odczytaniem wyroku uchodźcy-
przecięte tylko marszczeniem
pobladłej skóry.
Ciemność odsłania parę oczu,
wypatrujących na niewinnym ciele
kainowego znamienia.
Śladu morderstwa,
które nie zawisło w czasoprzestrzeni.
Nie splamiło
rozwlekłych sekund,
opieszałych minut,
godzin rozciągniętych niewypełnieniem.
Krzyk
przekrwionych płuc
ginie
skierowany do głuchego.
Uszu zatkanych przekonaniem,
niesprawnych,
choć nie podpartych temblakiem.
Nie splamionych śladem kuli.
Owiniętych w skórę.
Oko widziało?
Zasłonięte parasolem z powiek.
Komentarze (1)
...bardzo smutny wiersz pełen bólu..