Zgromadzenie...
Chcę spalić ten teatrzyk W którym wszystko jest tak sztuczne...
Śmiech odbity od ścian uderza mnie
Tak pusty i tak przepełniony nicością...
Śmieją się nie dlatego, że coś śmieszy,
Lecz dlatego, że wypada,
że powinni...
Kiedyś pukali do drzwi
Teraz wyważa je ich nienawiść...
Znów tu przyszli, całe zgromadzenie.
Pojawiają się by przypomnieć jak bardzo
jestem nikim...
Proszę, wejdź i dołącz do nich jeśli
chcesz...
Proszę, wejdź i wytknij mój brud i każdy
błąd...
Wejdź albo czekaj i wylej krew...
Jesteś moim katem.
Głowa do góry- szepczesz
Zaraz zostanę stracona, więc głowa do
góry...
Unoszę głowę
A w oczach zgromadzenia odbija się już
tylko
bezgraniczna nienawiść...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.