Zimą nad Sanem
Nad Sanem zimą czy latem są miejsca, gdzie ludzka stopa rzadko stąpa, ludzie nazywają je uroczyskami; tam czarownice i czarcia brać sabatują urządzając niepojęte harce. Należy tam chodzić parami, najlepiej z ukochaną osobą, wtedy sie wszystko widzi, słyszy i czuje:) Ale nocą lepiej je omijać...
Idziemy krętą scieżką, śnieg szklisty,
za rękę Ciebie wiodę
Sanu brzegiem urwistym,
by przeżyć zimową przygodę.
Za nami dążą szeregiem
drzewa ciemno-szare, zwaliste
rosnące tuż nad brzegiem;
odważne, wyniosłe topole strzeliste,
zdobne szronem kudłatym,
szumią, stanąwszy, są gotowe,
wsparte na pniach sękatych
do biegu po swe życie nowe,
i takie rosochate, wypalone i bure,
straszą każdego, posępne i ponure...
Tu nocą...w spróchniałych konarach
pohukują wielkookie sowy,
a obok w grząskich szuwarach
ryczy ognisty potwór stugłowy.
Zewsząd trwożne jęki, wrzaski i okrzyki,
ktoś woła, płacze, wyje zwierz dziki...
W dzień sceneria się zmienia
jak w teatrze, znikają zjawy nocne,
słońce świat szczęściem opromienia,
śnieg skrzy się, chrzęści, pachnie mocniej,
paleta dnia barwami onienia
i czuje się nową radość istnienia.
Tu krzakow i haszczy gąszcze
- letni pałac owadów -
raj chrabąszczy i chrząszczy.
Dalej, w zaroślach sąsiadów
drżą z zimna, osikowe bazie,
tchnienia wiosny czekają... jak na
razie.
Gdzieniegdzie spod śniegu, z nory
wyłażą dziwne pojazdy
badylotwory jakieś kosmiczne wytwory -
to miotły wiedźm gotowych do jazdy,
- suche kępy rozczochranych badyli -
szeleszczą łoskoczą i trzeszczą
i straszą strasznie, gdy się zawieja
nasili.
Spią smacznie śniegiem przysypane haszcze,
szemrzą cicho połyskujące w słońcu Sanu
fale,
skrzypią wiatrem kołysane krzaków rózgi,
i strumyk pluska po kamieniach ospale,
a na ziemi...wokół...niewidzialną ręką
dywan rozłożony, czysty, odkurzony,
śniegu przyprószony puchem,
na szarość i brud świata biały tiul
nałożony...
A nad nami w gałęziach topoli
obradują rozkrakane wrony,
są głodne, życie wiodą sobacze,
kraczą o ludziach co na wiatr
rzucają słowa urocze,
o wroniej miłości od Sanu do Tatr,
o ludzkiej miłości "inaczej".
O mnie też nie zapomniały te wronie
przekory,
że byłem czasem smutny, a czasem szalony,
żem w miłości nierzadko zbyt skory,
że uwierzyłem w uczucia serdeczne,
a takich nie ma na codzień,
a od święta to zobaczy sie jeszcze...
I tak dalej ważne sprawy obkrakują do
woli,
ptasi jezyk przebajeczny, aż mnie głowa
boli....
Dedykuję każdemu, kto potrafi uszanować resztki oryginalnej, pięknej i tajemniczej polskiej przyrody...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.