W zimny poranek
Leżę. Teraz już jest cieplej.
Wiatr nie dostaje się do środka.
Spokojnie, otwieram oczy.
Widzę ciemność, tak idealną.
Gdy opadają powieki jest jaśniej.
Nie przejmuje się deszczem.
Coś skrobie w deski pod mym ciałem.
To już biegną na ucztę przyjaciele.
Przyjaciele trupów.
Lubię zapach drewna.
Taki czysty, wyraźny.
Palcami dotykam desek.
Są takie szorstkie.
Jednocześnie gładkie.
Leje się z nich życie.
Żywica ich życia.
Lubię to życie drewna.
Lubię to w mojej trumnie.
autor
Quvill
Dodano: 2007-10-23 10:53:14
Ten wiersz przeczytano 695 razy
Oddanych głosów: 5
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.