Zimowa poezja
Przyszła pani Zima
Zwykle biała często mroźna
Szczypie wy uszy nos czerwony
Dni bywają krótkie noce długie
Pasma gwiazd na nieboskłonie
Słodko do nas migoczą
Zaś polany sami wiecie
Są pokryte białym puchem
Mnóstwo śniegu napadało
I stworzyło cudne zaspy
Tylko na łąkach widać
Długie łodygi brunatnej trawy
I tak saniami mkniemy
Przez rozległe pasma śniegu
Las mijamy przepięknie ozdobiony
Pod białą pierzyną drzew korony
Zaraz obok tam za lasem
Przy świetle księżyca
Widać ślady różnych zwierząt
Hu hu ha wszyscy jak za dotknięciem
różyczki
W ręce z zimna dmuchamy
Jedynie dzieci z radością ją witają
Krzyczą głośno sypie śniegiem
Dziadek mróz szaleje
Idą gwarno za saniami
Cicho słychać skrzypienie pod nogami
Lodowe pasma pokryte w srebrnym brokacie
Ślicznie pokryły jeziora warstwą
I na tle tego wszystkiego
Bajkę może przypominać
Płatki śniegu padają inaczej
Wydaje się, że tańczą walca
Wszystkich nas do snu śpiewem próbują
ukołysać
Komentarze (1)
Ładny opis zimowej wyprawy saniami. Myślę że gdyby go
skrócić o dwie ostatnie strofy wiersz by zyskał. W
trzecim wersie literówka powinno być "w". W drugiej
strofie myślę, że jeśli widać trawę to raczej
"źdźbła" lub "badyle" niż "łodygi". W czwartej
chyba powinno być "różdżki" zamiast "różyczki". W
piątej słowo "pokryte" w trzecim wersie wydaje się
zbędne. Z ostatniej strofy usunęłabym ostatni wers.
Punkt daję za klimat i na zachętę. Pozdrawiam.