Złote korytarze jesieni
Złote korytarze jesieni.
Ciągną się w nieskończoność
Żywe kotary są nieruchome
Oddychają oczekiwaniem
Na to od zawsze. Nieuniknione
Godzinę Zimę.
Złote korytarze jesieni.
Słońce skrapla się na koniuszkach liści
Piekącą w oczy tęczą
Powietrze faluje wyimaginowanym żarem
Samego południa
I liść przefruwa
Samotny jak strzępek gazety
Nadchodzi
Godzina Zima.
Złote korytarze jesieni.
Lecz jeszcze troszeczkę się boi
Stąpa bezszelestnie dywanem liści
Może dlatego że tam
Po drugiej stronie
Czeka na nią wirujący smok
Ukryty między gałązkami
Puszcza filuternie oko
Wie że zatrzyma jeszcze na chwilkę
Godzinę Zimę.
Złote korytarze jesieni.
Rubinowe
I tylko brakuje
Przysłowiowego staruszka
Z przysłowiową laską, pieskiem i łezką w
oku
Uśmiechnie się i szepnie:
Jaką piękną polską jesień
Mamy w tym roku.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.