Żyleta...
On spowodował taki mój stan umysłu, nie myślałam o niczym, jedynie jak pozbyć się tego co bolało tam w środku.. W głębi mojego ciała, przeszywało bólem aż do umysłu. Więc złapałam za jedyną rzecz, która mogła skupić mój ból na bólu rąk, nóg a nie bólu serca...
Jedna żyletka,
jedno nacięcie,
jedna żyła i bolesne pęknięcie.
Oczami patrzysz na krew płynącą,
a ty wydajesz się być w niej tonącą.
Źrenica maleje,
ręka blednieje,
blada też twarz
to co chciałaś wreszcie masz...
Bólu nie czujesz, chociaż bolało,
bo czasu do końca mało zostało...
Jeszcze z dzieciństwa oglądasz zdjęcia
zanim pękną ostatnie nacięcia.
Łzy do oka napływają,
wszyscy dookoła znaczenia już nie mają...
Nie kończy się to tragicznie. Żyję i jestem jednak blizny zostają te w sercu i umyśle jak i na ręku i nogach... Chociaż te w sercu zawsze będą bolały, te w umyśle znać czasem dawały... Nigdy więcej powiedziałam sobie "NIE ZAKOCHAM SIĘ" Wa naturze mi leży na przekór sobie robienie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.