ŻYWOT PIJAKA
Niewyzwolony w swoim bycie
z rozpaczy robaka zabija
Dzień swój zaczyna o świcie
pora ta jest dla niego niczyja
Wartość każdej kropelki
w szcześliwy trans przetacza
Jest przeogromny jest wielki
w świat bogow ognia wkracza
Pali się jego ciało
jak stos trzaskajac ku górze
Jeszcze za mało mało
jeszcze nie na tej chmurze
A gdy zmęczony zamilknie
siadając na szczycie zenitu
Kolejny dzień mu wymknie
kolejna noc do świtu
Przyżeka sobie niezbicie
że więcej ani kropelki
Lecz nieszczęśliwy w swym bycie
znowu chce być wielki
Nienasycony trunków głębiną
przemienia swój raj rozkoszy
W swym trudzie siłą olbrzymią
ostatni wyrzuca grosik
Po omacku otwiera drzwi
tajemne przejście do nikąd
Chłoną go ponure sny
spada na czarny ląd
Zbudzony amokiem pragnienia
nie liczy godzin ni lat
Szuka butelki- zbawienia
dla niego cały to świat
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.