boso do ciebie
zachód słońca kropla syropu
ożywia noc,
koniuszkiem języka dotknę
tę wilgoć
i spojrzę w oczy czarne porzeczki
z tą swoją kroplą czasu
nieświadomą, przez mgnienie, wahnięcie,
w bladym świetle jak dogania inne.
znam ścieżki, ruchliwe, podobno tylko
widzi me oko owce z skórki obrane
w ulewie pragnień
to otwieram, to zamykam
i nie możesz tego pojąć, w mej nazwie
imię nic nie znaczy;
raz na zawsze dane, niemal inne, słodkie
gorzkie nigdy gorsze.
gdy okryjemy się puchem bezchmurnym
srebrzystym i cichym,
sprawdzimy nazwy właśnie zabijające
światło blade: słońca zachód –
krwawi w mych dłoniach
a może to tylko
wiśnie świeżo zerwane
na które patrzy oko poety.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.