Cienie miasta
Z domów wychodzą pojedyńczo
Jak słowa z ust poety
Spieszą się dokądś ciągle milcząc
Jakby szli do kobiety
Labiryntami ulic miasta
Znanymi podwojami
Raz postać a raz cień wyrasta
I wciąż i wciąż są sami
Dokąd prowadzą szybkie nogi
Gdzie cel jest gdzie kierunek
Jakie przekroczą dzisiaj progi
Kto poda poczęstunek
I nagle chwila zawahania
Na lewo iść czy w prawo
Przechodzę obok więc się kłaniam
Wzruszeniu czyiś ramion
Zanim rozpoznam czy zrozumiem
Czas próby znowu minął
A on tymczasem w gęstym tłumie
Bez śladu się rozpłynął
Gregorek, 22.9.22
Komentarze (4)
Jest tu magia, a to w poezji najważniejsze. Pozdrawiam
niezwykły, przywołuje smutek.
Pięknie piszesz. :)
Prosty, świetny wiersz.
głos mój i szacun jest twój.