Debaty i życie
naszym politykom
W telewizyjnym studio od rana dyskusji
płomień się jara,
A pewna pani (niech będzie z Łodzi) nie wie
co włożyć do gara.
Wzrok tępo wlepia w kilku debili myśląc co
wrzucić do zupy,
oni też myślą - na ile można w teatrze
obnażyć dupy.
Ósemka dzieci buzie rozdziawia niczym
pisklęta puchówek,
a pani martwi się jak to będzie gdy dadzą
po te pięć stówek.
Pięć razy osiem - o Boże drogi ! To
przecież cztery tysiące !
Teraz mój chłop już nie wytrzeźwieje - oj
biedne te moje brzdące.
Ja chciałbym tutaj panią pocieszyć (dwa
końce mają kije)
- zawsze jest przecież większa szansa że
teraz na śmierć się zapije.
Komentarze (5)
dobra ironia na dzisiejsze czasy :-))
pozdrawiam
Pięćset, czyli pół tysiąca
do końca miesiąca?
Dobra refleksja, napisana osiemnastozgłoskowcem (poza
dwoma ostatnimi wersami). Do przedostatniego wersu
dodałabym "te" przed kije.
A ostatni czytam sobie po przecinku
"a dzięki temu jest większa szansa, że mąz na śmierć
się zapije".
Wiadomo, że to sugestia czytelnicza ,z którą autor
zrobi co zechce. Miłego wieczoru.
ironia, a jakże zasłużona.
humor dopisuje w wierszu i zapewne w życiu Pozdrawiam
serdecznie autora:))