do ciebie...
I chociaż mnie nie słyszysz
ni uwagi na mnie nie zwracasz to...
Tyś moim natchnieniem i moją ikoną,
którą wielbię każdego ranka, gdy ze snu
zbudzony podziwiać mogę jak zawsze w
zachwycie tę twoją urodę.
I nie jest ważne czy jesteś świtaniem,
promieniem jasnym lub chmurnym szarym
obliczem.
Zawsze z radością cię witam.
Jesteś obecną w każdej chwili trwania,
gdy jem śniadanie lub czytam gazetę
i nawet kiedy na świat się obrażam,
ty wlewasz mi w duszę nadzieję błękitem.
Jesteś mi matką cierpliwą i żoną co słońcem
jaśnieje,
oraz kochanką raj w tęczy blaskach
obiecującą.
Tyś przyjacielską jest powierniczką
co wszelkich tajemnic dotrzyma zbolałe
serce kojąc.
Jesteś radością będąc też bólem
i trwałą opoką istnienia.
Bywa, że nakarmisz radością lub łzami
czasami napoisz, żarem przypalisz
lub gromem zganisz, to kocham cię za to,
że jesteś taką jaką jesteś.
I tylko żal mi, iż tak mało cię cenią i
niszczą,
na siłę próbując zmienić, ci co mniemają,
iż są twoimi władcami.
Komentarze (7)
Dziękuję piękniście, ano tak to jest z tą naszą jedyną
acz niedocenianą...
Pozdrawiam.
Smutna konkluzja na końcu, ciekawy wiersz na temat
naszej pięknej
Matki Ziemi.
Pozdrawiam serdecznie :)
Rozbudzasz wyobraźnię czytelnika.
Pozdrawiam.
Marek
Bardzo ciekawa refleksja pozdrawiam
Interesujący przekaz
Pozdrawiam serdecznie :)
O matce ziemi czy o przyrodzie ogółem... ciekawa
refleksja. Pozdrawiam
Peel musi mieszkać w pięknej okolicy.
Pozdrawiam :)